Chciałam się pochwalić moim pierwszym "najpiękniejszym" koszykiem z papierowej wikliny. A zaczęło się, kiedy mój Mąż poszedł na zaplanowaną operację do szpitala.
Wieczory okazują się strasznie długie. I wtedy zaczęłam szukać pomysłów na obserwowanych blogach. Początkowo zapaliłam się do filcowania, ale pomysł odszedł na dalszy plan z braku surowca podstawowego. Trafiłam do szuwarkowego zacisza. Surowca u mnie zgromadzonego znalazłam niemało...super, nic więcej mi nie potrzeba. Siedziałam całą noc i kręciłam ,kręciłam i kręciłam....a rano powstał mój pierwszy w życiu koszyczek. Wprost cudo. Jestem za fascynowana. Jak byłam mała ( no może trochę większa ) to mój Tata śpiewał mi piosenkę , którą ułożył gdy był małym chłopcem i musiał u żyda ( do którego sprzedała go macocha) wyplatać kosze i później sprzedawać po wsiach. I pamiętam, że zawsze gdzieś tam, w głowie tkwiła dziwna tęsknota, żeby wypleść chociaż jeden koszyk. Gdyby nie czyjś pomysł na papierową wiklinę, to chyba moje marzenie nigdy by się nie ziściło. A w ogóle to jakie dziwne marzenia ma każdy z nas, a jeszcze dziwniejsze w jak późnym czasie się spełniają.
O szpitalu już zapomnieliśmy, a kręcenie pozostało. A co z tego będzie wynikało na pewno będzie wrzucane na bloga. Miło mi będzie , gdy zechcecie skomentować moje początki w pleceniu. Pozdrawiam.
I następny czeka w kolejce...
zgadzam się :) koszyczek piękny jest :)
OdpowiedzUsuńmoże i ja kiedyś spróbuję ;) tylko gazet muszę nazbierać ;)
pozdrawiam
Aurelia :-]
Nigdy nie bawiłam się z prawdziwą wikliną - nawet nie wiedziała bym gdzie jej szukać. O papierowej słyszałam ale nie miałam okazji spróbować.
OdpowiedzUsuńTwój zielony koszyczek jest śliczny. W domu nigdy za wiele pojemniczków na drobiazgi - można przyszykować sporą kolekcje według własnego 'widzi mi się' :)
Czekam na kolejne dzieła i wytworzy,
Pozdrawiam, Aga :)
Koszyk wyszedł świetnie :)
OdpowiedzUsuńSmerfetka śliczna, a koszyki toż to prawdziwy talent. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń